-
Marbella Atabe ®
KRONIKI SKRZATÓW czyli Baśń dla dzieci i dorosłych...



Witaj

Uchylam rąbka tajemnicy i zapraszam do zapoznania się z kolejnym fragmentem III części Baśni, mam nadzieję,że się spodobają. Miłej lektury 😀 ♔




Fragment III części: "Marbella i Kulfonos"

brak_obslugi_ramek


...Przesyłam Wam kolejny fragment III części baśni "Kroniki skrzatów". Tytuł: "Dolina Stokrotek" 😉 Mile widziane komentarze 😊 Tym razem z Kulfonosem spotyka się Marbella. Pozdrawiam Marbella Atabe 🧙♀️


Czarownica opuściła mury zamku. Na dworze panowały ciemności. Stała przez chwilę, wzrok przenikał i wyostrzył zarysy zabudowań. Chłód wionął i przeszywał do szpiku kości. Otuliła się peleryną. Schodziła ścieżką, wąską i wyboistą. Buty na wysokim obcasie nie ułatwiały, a przeszkadzały, ale nie zastanawiała się nad zmianą, nie miała na to czasu. Znała każdy zakamarek zamkowej okolicy, mogła iść, mając zamknięte oczy. Tajemnicza siła ciągnęła ją w stronę starej chałupy, niegdyś zamieszkanej przez złośliwego i grymaśnego skrzata. Tam dawniej znajdowała się kuźnia, teraz nieużywana, opuszczona, zapomniana. Obecny kowal miał siedzibę bliżej zamku. Z daleka Marbella dostrzegła w małym okienku ognik świecy. Stłumiony, mdławy poblask sączył się przez szybę zakurzoną i brudną. Gdy zbliżyła się do zabudowania, ogarek zgasł. Chałupa czernią odznaczała się od granatowego nieba, pozbawionego gwiazd. Przyglądając się, dostrzegła, że na dachu brakuje dachówek. Umykając szczelinami, dym wydostawał się i unosił leniwie. Swąd spalenizny, pomieszany z silną wonią ziół, podrażnił nozdrza czarownicy.


Ktoś korzysta ze starego zabudowania kowala – pomyślała. – Rozpalił zioła zwodzące umysł. Miłosne upojenie? – odgadła ich woń. – Kogo wzięło na amory?

– Uchu, uchu – ostrzegawczy głos sowy zmącił ciszę.

– Dziękuję za ostrzeżenie, niech nastąpi wyciszenie – poprosiła, szepcząc i sowa ucichła.

Kulfonos – przemknęła myśl przez głowę czarownicy. – Ten szaleniec zawsze miał konszachty z kowalem. Mam nadzieję, że to on siedzi w chałupie. Oby tak było. Czego ten łapciuch szuka na moim terenie? Myślałam, że zrozumiał moje ostrzeżenie. Jeżeli znowu planuje jakąś zasadzkę, nie daruję.

Czarownica pomacała kieszenie, wyczuła potrzebne atrybuty. Wiedziała, że poradzi sobie z niesfornym skrzatem, złośliwym i tępym. Kulfonos moc czarodziejską wprawdzie posiadał, ale nie potrafił jej wykorzystać. Tajemna wiedza nie trzymała się głowy łapserdaka. Dosłyszała skrzypienie zawiasów, nie tych od drzwi, to skrzypiała peleryna skrzata. Kulfonos marzył o lataniu, ale skrzaty latać nie potrafią. Chyba że mają smoka, to na grzbiecie zwierza się przemieszczają. Smoki wybierają sobie za przyjaciół skrzaty mądre i dobroduszne, a tych cech Kulfonosowi brakowało. Dlatego skonstruował on pelerynę, która miała odpowiedni mechanizm i umożliwiała unoszenie się w powietrzu. Skrzat niestety nie dopracował wynalazku, peleryna, unosząc się, w najlepszym razie skrzypiała. Często sterujący niefortunnie spadał z wysokości. Różnie kończyły się upadki. Latająca peleryna często bywała w naprawie, niekończącej się reperacji. Widocznie skrzat znowu sklecił ją niezbyt dokładnie.

Do tej pory nie naprawił mechanizmu. – Marbella uśmiechnęła się pod nosem. – Ile to już lat minęło? Sporo.

Tuż nad kominem czarny kształt parasolki wyraźnie widoczny był na tle granatowego nieba. Wielki, niekształtny parasol przemieszczał się powoli niczym nietoperz, poruszając się nieregularnym, koślawym torem lotu. Marbella śledziła jego ruchy. Nagle parasolka zaniknęła w ciemnościach, zlała się z nocnym powietrzem. Zapadła cisza, niema, bezszelestna. Czarownica podeszła do chałupy. Przyglądała się. Stary dom podupadł, przechylił się. Ze ścian wyzierały wyrwy, zmurszałe cegły nadgryzł czas żarłoczny i bezlitosny. Drzwi wisiały na jednym zawiasie, przekrzywione, zmurszałe, przy progu brakowało kawałka deski. Myszy mogły swobodnie dostać się do wnętrza. Zawiał wiatr, zaskrzypiała obluzowana okiennica. Powiew wpadł pomiędzy szpary i zawodził smętnie nad swoim samotnym losem. Ktoś wstawił szyby w jednym oknie, musiało to nastąpić niedawno, bo szkło wypolerowano, aż połyskiwało. Szyby w drugim oknie pozostawały brudne i skrywały widok wnętrza. Nieopodal nad wzgórzami rozbłysnął ogień, wysłany w powietrzne przestworza, w szybie odbijał się poblask.

Melafir, nie teraz – porozumiewała się w myślach ze swoim sprzymierzeńcem. – Poradzę sobie.

Kolejna błyskawica rozjaśniła nocne ciemności. Po chwili dostrzegła zarys smoczego cielska krążącego w pobliżu.

– Niech mój wzrok ciemności się pozbędzie i niewidocznego przeciwnika z mroku wydobędzie – szeptała zaklęcie.

Odgłos skrzypiącego mechanizmu przybliżył się. Wpłynął uspokajająco. Wiedziała, z jakim przeciwnikiem przyjdzie jej stanąć twarzą w twarz. Dostrzegła zarys postaci i wielki kulfon, nadnaturalny kinol niepasujący do twarzy. Napięcie nieco opadło. Czuła obecność Kulfonosa tuż za sobą. Zanim uskoczyła, łapsko pochwyciło ją za kaptur i trzymało pewnie. Drzwi otworzyły się i silne pchnięcie spowodowało, że wpadła do chałupy. Drzwi zatrzasnęły się, zaryglowały zamki. Mdławe światło płynące z lampy oliwnej przyćmiewało pomieszczenie. Panował półmrok. Dostrzegła stare sprzęty, rozrzucone w nieładzie narzędzia. Pajęczyny oplatały ściany, kurz rozgościł się na gratach.

– Jam Kulfonos Karłowaty, z Rodu Parasolowatych. – Wypiął pierś i pojawił się tuż przed czarownicą.

– Wiem – burknęła Marbella. – O tobie zapomnieć nie sposób – mówiła kwaśno.

– Pamiętasz mnie – uradował się. – Witaj, moja księżniczko. – Mruczący głos rozbrzmiał tuż przed nią. – Moja piękna panno…

Marbella przerwała jego marne powitanie.

– Czego chcesz?!

– O?! Cóż to za ton? Jesteś panną wychowaną idealnie, a taką nieuprzejmą. Księżniczce nie przystoi…

– Nie jestem panną – ucięła. – Twoja pamięć zawodzi. Mów, czego chcesz.

– Stęskniłem się, kochana księżniczko moja, ta obrączka może być twoja. – Na jego umorusanej łapie leżała obrączka, którą podetknął jej przed oczy.

– Odsuń łapsko. Komu świsnąłeś obrączkę? Zwróć ją natychmiast! Inaczej nieszczęście ci przyniesie. – Chciała machnąć ręką, ale uprzedził ją.

– Tym razem mnie nie zaskoczysz. Ręce twe skrępuję! Więzów nie pożałuję – mruknął.

Niewidzialne więzy skrępowały czarodziejce dłonie, zanim zdążyła pomyśleć, że skrzat może wyrządzić jej krzywdę. Nigdy nie zachowywał się agresywnie. Tym razem było inaczej. Unosił się na pelerynie, która kręciła się wokół jego sylwetki. Opadł na posadzkę. Opuścił osobliwy wynalazek i stanął przed nią; wydawał się niższy niż dawniej. Nadal wyglądał jak sfilcowany skrzat, chyba się skurczył. Paskudna morda z wielkimi oczami otoczonymi krzaczastymi brwiami, szeroka i płaska niczym patelnia, zdawała się ujmować mu wzrostu. Łapy zakończone pokracznymi paluchami z brudnymi pazurami były odpychające. Uszy, jak u każdego skrzata szpiczasto zakończone, miał pokiereszowane, może powygryzane. Wyglądały one tak, jakby powyrywano skórę w kilku miejscach. Wpatrywał się swoimi świdrującymi ślepiami. Ślina ściekała, ozorem oblizał usta. Drobinki śliny opadły na jej sukienkę.

Marbella wzdrygnęła się.

– Wypuść mnie, bo pożałujesz! – wrzasnęła.

– Nie tym razem, oblubienico moja! – mruczał zalotnie. – Mam przyzwolenie od swego pana. Będziesz moja, nim doczekasz rana. – Zatarł łapska.

– Niedoczekanie twoje, Kulfonosie. Rozum postradałeś do reszty. – Próbowała poluzować więzy, ale tym razem jej zaklęcia nie przynosiły rezultatu. – Mam męża swego, nie potrzebuję kolejnego. Pamiętasz?

– Gdzie twój mąż? Nie widzę go, kochana, z pomocą swego pana odesłałem go…

– Skrzat ugryzł się w ozór, ale było za późno, powiedział za dużo. Wypowiedzianych słów cofnąć nie sposób. – Tra, la, la, kochana, la, la, la – starał się odwrócić jej uwagę.


© Copyright

Kroniki Skrzatów ®